Co ciekawego jest w świderku?
Co można napisać o świderku?
Każdy miał świderka. Kto nie miał świderka w akwarium, niech pierwszy rzuci kamieniem – byle nie w szybę akwarium!
No i będą Niemcy

Melanoides tuberculata, popularnie zwany świderkiem już w nazwie ma coś ciekawego co zwiastuje nadchodzące awantury ze świderkiem w roli głównej. Otóż w łacinie, jak i w polskim rozróżniamy rodzaje męski żeński i nijaki. Łacińskie nazwy gatunków zwierząt składają się z dwóch członów – pierwszy nazwa rodzaju, natomiast drugi wyraz to określenie gatunku – epitet gatunkowy, który jest przymiotnikiem, a czasami rzeczownikiem. Nazwy powinny rządzić się prawami gramatyki łacińskiej, której, przyznaję ze skruchą, uczyłam się mało pilnie i pamiętam tyko szczątki. Z grubsza można powiedzieć, że rzeczowniki odmieniają się przez deklinacje, a deklinacji w łacinie jest cztery. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że rzeczowniki męskie kończą się często na -us a żeńskie na -a. Oczywiście świderek nigdzie nie pasuje, bo kończy się na -es, ale jak w każdej gramatyce, jest mnóstwo odstępstw i wyjątków i na szczęście jest w łacinie deklinacja trzecia, zwana mieszaną, gdzie końcówka -es może być zarówno żeńska, jak i męska.
W przypadku świderka nazwę gatunkową można przetłumaczyć na polski jako czarno-pigmentowany, ale jest rzeczownikiem, więc może… czarnek? Też niedobrze, bo epitet gatunkowy, tuberculata jest ewidentnie rodzaju żeńskiego i oznacza rurkowata.
Badacz, który pierwszy opisał świderka, duński przyrodnik Otto Friedrich Müller (1730-1784), przypisał go w roku 1774 do rodzaju Nerita jako Nerita tuberculata. Wszystko się zgadzało z końcówkami, obie były żeńskie – świderek został samiczką. Nauka nie byłaby nauką, a zwłaszcza taksonomia, gdyby nie znalazł się francuski przyrodnik, entomolog, Guillaume-Antoine Olivier (1756-1814), który w 1804 roku przeniósł świderka z rodzaju Nerita do rodzaju Melanoides nadał mu nazwę Melanoides fasciolata (fasciola to po łacinie wstążka, taśma, bandaż). Wtedy nadęły się ega statecznych profesorów (płci męskiej) akademii rozlicznych i powiedzieli – jak to! Wszystkie nazwy rodzajowe w zoologii dotychczasowej kończące się na -oides były od zarania dziejów męskie a tu pan Olivier połączył go z żeńskim epitetem gatunkowym fasciolata! Wracamy do Müllera, niech zostanie Melanoides, ale przywracamy nazwę gatunkową… Tylko jaką?
W nauce kto pierwszy ten lepszy – Müller pierwszy opisał świderka żeńską nazwą, Olivier pierwszy przeniósł go/ją do rodzaju Melanoides – więc ostatecznie świderek został samiczką – Melanoides tuberculata. Nadal jednak autorzy różnych publikacji, nawet całkiem poważnych, używają formy M. tuberculatus, co uważam za przejaw hiperyzmu, męskiego szowinizmu i nieuctwa, bo nie doczytali do deklinacji III i należy to tępić w zarodku

A po polsku świderek – rodzaj męski! Oj będzie się działo, jak się świderki zorientują, a płeć w biologii świderków ma fundamentalne znaczenie.
W polskiej Wikipedii można przeczytać, że świderek jest gatunkiem inwazyjnym. Domyślacie się oczywiście, że po przeczytaniu tego wzrosło mi ciśnienie, bo to prawda i nieprawda.
Prawda, bo jest to gatunek wywodzący się przypuszczalnie z subtropikalnej i tropikalnej Afryki (z wyłączeniem Afryki Zachodniej), regionu Indo-Pacyfiku, południowej Azji, a także Półwyspu Arabskiego lub z północnej Afryki i południowej Azji a obecnie rozprzestrzenił się praktycznie na wszystkie kontynenty i regiony o klimacie subtropikalnym, a w klimacie umiarkowanym, w Europie w naturalnych wodach termalnych i w sztucznych przemysłowych zbiornikach zrzutowych ciepłej wody. W wielu krajach jest gatunkiem inwazyjnym.
Nieprawda, bo w Polsce (a o Polsce mówimy) świderek jest oczywiście gatunkiem obcym, pochodzi wszak z ciepłych krajów, ale nie jest gatunkiem inwazyjnym, nie ma go na listach inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Unii Europejskiej ani dla Polski. Jeszcze. Bo co jak hiszpańscy farmerzy pomylą świderki z ziarnami ryżu i będą im zgrzytać między zębami? Finowie będą musieli eksterminować inwazyjne świderki z wiecznej zmarzliny w okolicach Utsjoki!
Zaraz, czy ja to napisałam? Naprawdę? Przecież ja naprawdę jestem euroentuzjastką, uważam, że Unia Europejska to bardzo pożyteczna instytucja, a wiem co mówię, bo pamiętam RWPG!
A co do inwazji świderków na naszą Ojczyznę to zanotowaliśmy ich aż dwie. Pierwsza, to chyba był zwiad przed wielką ofensywą, miała miejsce w 1993 roku w szklarniach Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie w basenach z roślinami tropikalnymi. Ech ci Krakowiacy! Druga miała miejsce w 2000 roku, gdy w systemie podgrzanych (przez nas, Polaków) jezior konińskich zaobserwowano świderki i już w 2001 w kanale zrzutowym Elektrowni Pątnów odnotowano dorosłe i młode osobniki a w 2002 roku wszystko zdechło i zostały poste muszelki. I inwazja się skończyła.
Od tego czasu co i raz w sferach zbliżonych do akolitów idei wytępienia z terenu Polski wszystkich gatunków obcych (tak na marginesie gatunkiem obcym jest tatarak, od XI wieku, świerk pospolity Picea alba np. w Warszawie czy Szczecinie, o karpiu nie mówiąc) pojawiają się sensacyjne doniesienia o inwazji świderków na różne jeziorka w różnych parkach w różnych miastach, ale to są zwykłe clickbaity, świderki w naszym klimacie nie są w stanie założyć wieloletnich populacji – krytycznym punktem jest długotrwały spadek temperatury wody poniżej ok. 16°C. Świderki w 100% giną w wyniku wystawienia na działanie temperatury 5°C przez 1 dzień, 9°C przez 2 dni, 11°C przez 8 dni i 13°C przez 12 dni. W temperaturze 17°C i 32,5°C około 10% ślimaków zdycha w ciągu 27 dni. Taki jest przybliżony zakres tolerancji temperaturowej świderków. Szczerze mówiąc i biorąc pod uwagę powszechność występowania świderków w akwariach nie ma możliwości zapobieżenia dostania się świderków do kanalizacji, czy wód otwartych nawet przy największej uwadze akwarysty podczas podmian wody, płukania filtrów itp. Mimo to twierdzę, że inwazja świderków w Polsce nam nie grozi.
No dobrze, wzięłam kropelki na nadciśnienie, wracajmy więc do naszych świderków. A konkretnie do tego, w czym świderki są naprawdę dobre – do rozmnażania.
Świderki są rozdzielnopłciowe, są świderki-samce i świderki-samice, tyle, że świderki-samce są bardziej teoretycznie. Modelem rozrodu świderków jest partenogeneza, po polsku dzieworództwo, czyli odmiana rozmnażania płciowego, w którym z produkowanych przez samice jaj, bez udziału plemnika, czyli z niezapłodnionych, rozwijają się osobniki potomne. U świderków zwykle nie występuje mejoza, więc potomstwo jest genetycznie tożsame z matką, znane są nie tylko diploidalne ale i poliploidalne populacje. Powstałe w wyniku partenogenezy samice świderków są płodne i po osiągnięciu dojrzałości płciowej dalej partenogenetycznie wydają na świat swoje żeńskie potomstwo. Większość światowych populacji świderków składa się wyłącznie z samic, jedynie w Izraelu stwierdzono obecność samców. Samca od samicy można odróżnić po proporcjach muszli – samce mają węższe.
Świderki opisywane są też jako jajożyworodne, czyli, że zarodki rozwijają się wewnątrz jaj, które jednak nie są wydalane na zewnątrz, ale zatrzymywane wewnątrz ciała samicy i dopiero w momencie osiągnięcia dojrzałości do wyklucia opuszczają osłonki jaja i ciało matki. Zarodki nie są w żaden sposób odżywiane, korzystają tylko z zasobów zgromadzonych w jaju. Mojemu sercu jednak są bliższe konkluzje zawarte w pracach niemieckiego

Samice świderków bardzo wcześnie osiągają zdolność do rozrodu. Już przy szerokości muszli powyżej 3 mm, czyli w wieku 90-120 dni, w torbie lęgowej można znaleźć jaja i rozwijające się zarodki. Oczywiście im większa samica, tym więcej zarodków może inkubować, raz naliczono ich 265!, ale zwykle jest mniej, do 70. Samica inkubuje młode w torbie znajdującej się w przednio-grzbietowej części stopy, nad głową. Ściana torby lęgowej składa się z mięśni gładkich otoczonych tkanką łączną. Światło torby lęgowej jest niecałkowicie podzielone przez beleczki, utworzone przez rozszerzenia lub fałdy w ścianie komory, które składają się z mięśni gładkich, tkanki łącznej, nierzęskowych komórek nabłonka płaskiego i niektórych komórek magazynujących, zawierających lipidy i glikogen.
Młode są wewnątrz ciała matki odżywiane, rezerwy żółtka dostarczane z jajem są uzupełniane przez matrotrofię, tj. przez składniki odżywcze wydzielane przez nabłonek podobny do łożyska wyściełający wnętrze torby lęgowej. Ta unikalna struktura obejmująca tkankę wydzielniczą została nazwana „pseudołożyskiem” i jest uważana za specjalną adaptację niektórych (ale nie wszystkich) Thiaridae sensu stricto (patrz Glaubrecht, 1996, 1999, 2006).
Młode świderki przychodzące na świat są w pełni rozwinięte, mają 5-6 zwojów muszli i duże szanse na przeżycie. Rodzą się stopniowo, np. jeden na dobę, w marę osiągania dojrzałości, poród zwykle następuje w nocy, w środowiskach gdzie występuje sezonowe zróżnicowanie temperatury wody, młode rodzą się też sezonowo, kiedy jest cieplej.
Powszechnie się twierdzi, że świderki odżywiają się detrytusem, czyli, cyt. za wikipedią, martwą materią organiczną, szczątkami martwych roślin i zwierząt zalegającymi dno zbiornika. To też nie do końca prawda. Jaka jest zatem prawda?
Prawdą jest to, że to co uważamy za detrytus, muł, nie jest martwe, to żyje! To cały ekosystem! Rozkładające się szczątki nie rozkładają się same. Są rozpuszczane w wodzie, wypłukiwane, jedzone, trawione i wydalane przez miliardy bakterii, pierwotniaków, śluzowców, grzybów, tam gdzie sięga światło także przez fotosyntetyzujące sinice, glony, nicienie i co kto jeszcze chce.
Prawdą jest, że świderki ryją w podłożu, w mule i tam coś jedzą. Ale co? W dzień się zagłębiają, albo śpią, w nocy stają się bardziej aktywne i wychodzą na powierzchnię, stąd liczne zawały serca i nagłe zgony wśród akwarystów, którzy żyją w przeświadczeniu, że mają kilka świderków, a jak wstaną w nocy, zwłaszcza jak im filtr wysiadł, zapalą światło, a tam na szybach PLAGA świderków. (o PLADZE ślimaków napiszę osobny post, już nawet nie pytam czy chcecie

W badaniach prowadzonych w różnych regionach tropikalnych wykazano, że świderki cechują się dużą plastycznością żywieniową w zależności od dostępności zasobów. Nie znaczy to jednak, że pochłaniają nieselektywnie muł z piachem. Głównym pokarmem okazał się tzw. mikrofitobentos, czyli maty glonowe tworzące się na powierzchni osadów dennych, peryfiton, czyli porastające twarde powierzchnie kamieni, korzeni, czy opadłych liści konglomeraty bakteryjno-zielenicowo-okrzemkowo-grzybowo-co-kto-chce, opadłe na dno planktoniczne jednokomórkowe glony, a ten mityczny detrytus stanowi tylko niewielką część diety, jak im się połknie razem ze smaczniejszymi kąskami. Przy okazji oczywiście świderki świdrują, przekopują, niszczą powierzchniowe maty, wynurzają na powierzchnię kolejne pokłady zasobniejszego mułu grając znaczącą rolę w życiu bentosowego ekosystemu.
Wszystko to razem, zdolność do partenogenezy, mnóstwo potomstwa, żyworództwo, przychodzenie na świat w pełni rozwiniętych młodych, czyli wyeliminowanie niebezpieczeństw, które czyhają na jaja bez opieki i wolnopływające planktoniczne larwy, wczesne osiąganie zdolności do rozrodu, krótkie życie jednego pokolenia (świderki w środowisku naturalnym zwykle nie dożywają drugiego sezonu), elastyczność pokarmowa, życie w ukryciu, zdolność długiego przeżycia poza wodą dzięki grubej muszli i wieczku, uroda i wdzięk, dzięki czemu podbił serca ludzi i wykorzystał ich jako wektory swych inwazji, uczyniło z mojego ukochanego świderka prawdziwego twardziela, zdolnego do przeżycia w różnych środowiskach i zasiedlenia całego globu.
Czyż nie tak mierzymy sukces ewolucyjny gatunku? Czyż nie tak mówimy o naszym gatunku – człowieku?