Opowieść dotyczy akwenu o poniższych parametrach (to są obecne wartości, te z chwili plagi mogły się różnić w szczegółach):
- Kostka 50 l
- Oświetlenie: Chihiros WRGB II 30
- Filtracja: JBL CristalProfi e402 greenline, Eheim Skim 350
- Wkłady filtracyjne: gąbki, odrobina ceramiki (MicroMec), zależy mi głównie na filtracji mechanicznej
- Dozowanie CO2 sterowane komputerem
- Woda: RO mineralizowane Vimi Reminamin
- Parametry wody: KH ~0, GH 6, pH 5,7, temp. 25C
- Nawozy: Vimi All In One, Vimi All In Red
- Podłoże: ADA Aqua Soil Amazonia ver.2
- Podmiany: raz w tygodniu 50-60%
W zbiorniku nie ma ryb, jedyne zwierzaki to kilka zatoczków. Oczywiście dużo roślin, bo to roślinniak. Wszystko pięknie sobie śmigało, aż któregoś dnia przyszła plaga - woda zrobiła się zielona. Stało się to około szóstego miesiąca życia zbiornika (jeśli dobrze pamiętam). Wcześniej żadnego grzebania, dosadzeń czy innych zabiegów naruszających dno. W ciągu jednego dnia woda straciła klarowność, zyskała zielony kolor a wszystko, włącznie z roślinami, zaczął pokrywać zielony pył. Pył na szczęście nie przywierał do powierzchni, więc łatwo było go "odkurzyć". Zacząłem konwencjonalnie, ograniczyłem światło i nawożenie, zwiększyłem podmiany wody, nawet kilka razy zrobiłem po 100%. Nic to nie dało, nadal zielono, plaga nawet nabrała rozpędu - woda zaczęła BARDZO wyraźnie śmierdzieć benzyną. To dopiero była zagadka. Weszła chemia, na początek Femanga Algen Stopp General. Stosowałem już wcześniej, zawsze skutecznie. Nie tym razem. Tutaj już zupełnie zgłupiałem. No a zapach benzyny to jedna wielka niewiadoma.
Taką sytuację zrelacjonowałem na starym forum no i pojawiło się sporo porad. Wielu szczegółów nie pamiętam, ale postaram się przytoczyć kilka, które utkwiły mi w pamięci. Ktoś mówił o całkowitym zaciemnieniu. Miałem to na uwadze, ale trochę szkoda mi było roślin. Zastanawiała też niewrażliwość tego świństwa na skuteczną Femangę. Postanowiłem, że spróbuję inaczej.
Najpierw wytoczyłem ciężkie działa, czyli środek o wiele mocniejszy niż Femanga, mianowicie Tatra Algizit. To jest prawdziwy algicyd (a przy okazji również herbicyd jeśli się przesadzi). No i uwaga - bez skutku. Jedzie benzyną, woda zielona. Roślinom trochę się dostało, ale bez tragedii, małe otarcia, zaleczą się bez śladu.
No to ja sobie pomyślałem tak. Jeśli one nie chcą poddać się chemii, to znaczy że gdzieś w zbiorniku jest źródło tego zamieszania. Ziemi nie ruszałem. Nic nie zdechło, bo nie miało co zdechnąć. Karmy nie sypię. Nie mam w zbiorniku drewna. Filtr wyczyszczony, choć niezbyt było z czego. Podłoże wygląda ładnie, jest jeszcze świeże. Przy okazji, jeden znajomy akwarysta spoza forum poddał mi poszlakę, że zapach benzyny to może być metan i radę, żebym sprawdził podłoże. Pomysł doskonały, ale pudło. Metanu ani stref beztlenowych nie stwierdzono.
No i w końcu znalazł się winny. Wtedy zamiast kubełka w ty zbiorniku używałem Pat'a z gąbką sporo większą niż ta standardowa. Miałem te gąbki w wielu zbiornikach, głównie w roli prefiltra dla kubła. Nigdy nic złego się z nimi nie działo. Ta natomiast zaczęła się dekomponować, robiły się w niej wżery. I to ona właśnie była źródłem zapachu benzyny - wydawała go nawet po dokładnym wymyciu i wysuszeniu. Po usunięciu gąbki ze zbiornika zapach benzyny szybko zniknął. Przy okazji wyleciał Pat a pojawił się kubełek.
Wykluczyłem, że to była reakcja gąbki na chemię przeciw glonom. Zwyczajnie zapach zaczął się zanim podałem pierwszą chemię. Nie wiem co to było. Może miałem jakiejś nadludzkiej mocy bakterie zjadające gąbki, zielone, śmierdzące benzyną i niewrażliwe na algicydy? Może gąbka zaczęła się rozkładać pod wpływem czegoś (nie wiem czego) i to ona dostarczała jedzenia glonom? Z drugiej strony zielona woda była pierwsza, zapach pojawił się później. Może to tylko zwykły przypadek? Pewnie się nie dowiem. Tak czy inaczej gąbka wyleciała, woda już nie śmierdzi, pora na glony.
Wiem, że pył to często wynik zbyt dużej ilości światła. Przed plagą świeciłem 12h, z czego pełna moc to 6h. Reszta to powolny świt i zmierzch. To daje łącznie ekwiwalent około 9h pełnej mocy.
Podczas prób ubijania glona mocno ograniczałem świetlenie. Teraz postanowiłem wrócić do normalnego świecenia, ale skracając łączny czas. Zacząłem świecić 7h pełnej mocy, do tego krótki zmierzch i świt, każdy po 30min. Dla lampy którą mam taki czas dobowy powinien być OK, żeby rośliny miały się doskonale a glony źle.

Teraz pora na limit CO2. Wcześniej trzymałem w zbiorniku pH na poziomie 5,9. Teraz stwierdziłem, że skoro nie mam ryb w zbiorniku, to mogę pompować więcej gazu a tym samym na 100% usunę potencjalne niedobory CO2. Zejście do pH 5,7 powinno z powodzeniem załatwić sprawę, tak też zrobiłem. W mocno oświetlonych i nawożonych zbiornikach jeśli pojawiają się glony, to bardzo często przyczyną są niedobory CO2. Ten problem już nie powinien mnie dotyczyć.
Ostatnie limity do skorygowania to nawozy. W tym zbiorniku startowałem bez nawozów, tylko z CO2 i potasem. Makro i mikro włączyłem dopiero po jakimś czasie i powoli. To z powodu żyzności ADA, która na początku intensywnie odżywia również słup wody. Używałem nawozów linii Growise. Trochę jak sole, ale w płynie i w rozcieńczeniach dobranych do wygodnego dozowania. Nie byłem z nich szczególnie zadowolony, więc z okazji ofensywy w walce z glonem postanowiłem zmienić nawóz. Najpierw pomyślałem, że zielsko będzie wąchać proszek, ale potem jednak doszedłem do wniosku, że chcę czegoś łatwiejszego niż sole. Lenistwo zwykłe. Może też trochę opad rąk po tych przygodach z glonami. Tak więc nie sole, nie Growise. Pomyślałem sobie tak. Używam mineralizatora Vimi, który jest dziwny (ma np. mocno nieortodoksyjny stosunek Ca:Mg). Vimi ma też w swojej stajni ŁATWE nawozy dla takich leniuchów jak ja. Nawozy też są dziwne, ale podobno nieźle się komponują z mineralizatorem. Ktoś to nawet mierzył, cały artykuł czytałem, nie pamiętam gdzie...


Nawożę w stylu quasi-EI. Leję codziennie 6 dni w tygodniu + jeden dzień przerwy a potem podmiana. Miałem to policzone dla Growise i dobrze dobrane dawki. No więc przeliczyłem je na Vimi. A potem podniosłem o jakieś 20%, bo kolejną po brakach CO2 przyczyną glonów bywają niedobory jednego ze składników mikro lub makro. Ustaliłem sobie dawki dzienne, leję jak dawniej 6 razy w tygodniu, ale teraz co drugi dzień One i Red na przemian w odpowiednich dawkach. Niedoborów nie powinno już być.
Wszystko gotowe, limity zdjęte, teraz trzeba pozbyć się glonów i postarać się utrzymać czystość do momentu, aż rośliny odzyskają siły i przejmą teren. Na starym forum ktoś radził lampę UV. Ktoś inny odradzał, bo zabija biologię. Cóż, po to się ją stosuje...




No i to wszystko w końcu zadziałało. Glony zaczęły ustępować. Rośliny na początku nie wyglądały najlepiej, nadal jeszcze daleko im do kondycji, w jakiej były przed plagą. Zielone gluty broniły się jeszcze jakiś czas, ostatnim bastionem były próby robienia kożucha na lustrze. Dodałem filtr powierzchniowy, szach mat. Uruchamia się co rano na jakieś 30 minut, lustro jest jak lustro. Tydzień temu zrobiłem pierwszą przycinkę po względnym opanowaniu plagi. Rośliny dobrze zareagowały na przycinkę, ładnie odrastają. Populacja glonów wydaje się wyraźnie maleć. Jest jeszcze trochę glonów na starych liściach i kamieniach. Te na liściach powoli usuwam (w zasadzie same odpadają), te na kamieniach niech zostaną, fajnie wyglądają...


Tak to wyglądało dzisiaj: